Gdyby kózka nie skakała, to by z życia nic nie miała
Tytułowe hasło usłyszałem, gdy byłem w tym roku na obozie z Capoeira w Ustce. Wtedy, gdy je usłyszałem, bardzo mi się spodobało i tak oto stało się tematem do tego wpisu. Ale dopiero teraz hasło to nabrało dla mnie szerszego znaczenia. Wcześniej odnosiło się do innych osób, kiedy to oni robili sobie krzywdę, ale po mojej kontuzji stawu skokowego, jest idealnym podsumowaniem tego, co mi się przytrafiło. Ale zacznijmy od tego, jak do tego doszło.
Otóż, obóz sportowy przebiegł bez zarzutu. Co prawda doskwierał mi ból w jednej nodze, ale był on na tyle mało dokuczliwy, że normalnie uczestniczyłem w zajęciach. W tamtym momencie, wydawało mi się, że nic złego nie może mi się stać. Skoro przetrwałem obóz, na którym trenowałem kilka razy dziennie, to po powrocie, tym bardziej będzie wszystko w porządku. Byłem pełen energii i planowałem, że w czasie wakacji popracuję jeszcze więcej nad moją kondycją i co ciekawsze, nauczę się nowych elementów z Capoeira. A poznałem ich całkiem sporo podczas obozu.
Aż tu nagle…
I tak w tym całym pozytywnym nastawieniu trwałem przez około tydzień, aż pojechałem na trening, który odbywał się na wolnym powietrzu. Zwykle trenujemy bez butów, ale ponieważ tym razem trenowaliśmy na nieprzyjemnej nawierzchni (sztuczna nawierzchnia na boisku do piłki nożnej), to nie pozostawało nic innego, jak tylko wyposażyć się w buty. Niestety, jedyne buty, które uznałem, że nadają się na trening, były butami do biegania. Ostatecznie wyszło na to, że te buty nie były do tego stworzone, a jedyne ich zastosowanie ograniczało się do biegu na wprost.
Wszystko szło w dobrym kierunku. Trening był całkiem udany, a moje nadzieje na opanowanie nowego elementu akrobatycznego rosły. Aż tu nagle, w starciu z przeciwnikiem, podczas zwykłej treningowej gry, moja lewa stopa ugięła się w kostce w bardzo nienaturalny sposób, by następnie po dociśnięciu wydać z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk. W chwilę później leżałem sobie na tej „miłej” sztucznej nawierzchni, zwijając się z bólu. Po kilku minutach było mnie odrobinę więcej. A w zasadzie to więcej było mojej stopy, bo spuchła w dość widoczny sposób. I tak zakończyły się moje wakacyjne treningi.
Gdyby kózka nie skakała…
Wracając do tytułowego stwierdzenia, które w oryginale brzmi: „gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Fakt, miałbym zdrową nogę, gdybym nie pojechał na trening. Ale czy byłbym tak samo zadowolony z życia, jak obecnie? Nie sądzę. Mimo tego, że byłem wykluczony na tyle tygodni z wszelkiej aktywności sportowej – co więcej, przez kilka pierwszych tygodni, nie mogłem nawet normalnie funkcjonować, gdyż miałem oszczędzać nogę, by uraz nie wracał w przyszłości. Mimo to, nie żałuję ani przez chwilę.
To jest trochę tak, jak ze sportami ekstremalnymi. Życie to szereg zdarzeń. A fajne życie, to szereg ciekawych zdarzeń. Sporty, są jedną z kategorii zdarzeń ciekawych i wartych swojej ceny. Mógłbym całe życie siedzieć w domu, bo taką też mam pracę, że nigdzie nie muszę się wychylać. Ale takie życie nie sprawia mi satysfakcji. Przekraczanie granic swojego ciała. Ciągły postęp – również fizyczny – ma w sobie pewną magię. To coś, co sprawia, że chce nam się wstać z łóżka, że życie jest ciekawe. Oczywiście, są też inne możliwości, a aktywność fizyczna, bynajmniej ich nie wyklucza. Ale, do czerpania radości z bardziej intelektualnych wyzwań, potrzebne jest zdrowe ciało. A jak utrzymać ciało w formie, jeśli nie przez aktywność fizyczną?
A zatem…
Gdyby kózka nie skakała, to by z życia nic nie miała. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. I nie myślcie sobie, że jestem jakimś sportowcem. Ani odrobinkę. Ba, miałem w życiu dość długi okres, w którym jedynym sportem, jaki uprawiałem, było ruszanie palcami podczas stukania w klawisze klawiatury. Więc wiem o czym piszę. Ruch pozwolił mi zmienić jakość mojego życia i mimo tego, że jestem strasznie zmęczony po treningu, to jednocześnie czuje się wtedy znacznie lepiej – zarówno tego samego dnia, jak i dnia następnego. Co więcej, odkąd trenuję, śpię lepiej. Łatwiej zasypiam, gdyż moje ciało jest wyczerpane i nie ma sił na to, bym myślami krążył gdzieś do długich godzin nocnych.
Ćwiczcie, ruszajcie się, biegajcie, jeździjcie i cieszcie się tym, bo warto!
Michał Cieślak
Życzymy mniej kontuzji ! :)
Dzięki. Przyda się, bo miałem całe wakacje bez treningów i nie chciałbym kolejny raz być wykluczonym :)
Pingback: Jak zmusić się do porannego wstawania? | Bezsens